Łódzki magistrat chce przyciągnąć firmy z gamedevu do Łodzi – ot, taki nius na stronie gazety.
I co ja myślę? Myślę, że ja też wiele rzeczy chcę, ale niestety niewiele z nich mogę – a z wiekiem to i coraz gorzej będzie ;]

Nie wiem czy jest za bardzo co komentować. Łódź to taka pustynia w samym centrum kraju, miasto duchów i pavulonu. I żuli. I dzieci z beczek. Cytując znajomego z internetów: „no tak lodz … meksyk w polsce :] miasto w ktorym psy dupami szczekaja :D”. Opinia człowieka, który w Łodzi był może ze zero razy, a więc sława na cały kraj jest. Pytanie, czy w magistracie w ogóle zdają sobie sprawę z tego, że to miasto pozbawione jest uroku rajskiej wyspy. Ja, jako imigrant z mazowieckiej wioski, wśród łodzian dostrzegam ten perwersyjny, nieco patologiczny optymizm. To na pewno jest jakiś mechanizm obronny przed konfrontacją z otaczającą ich rzeczywistością… Z drugiej strony, patrząc nieco z ukosa, przecież może być tylko lepiej ;)

Mniejsza jednak o łodzian. Wracam do Łódzkiego Centrum Gier. Artykuł zawiera trochę urzędniczego bełkotu, na zasadzie: „och, jak to by było wspaniale”, „jaki to potencjał”, „mocne strony miasta”, z którego przede wszystkim widać, że wypowiadający się ludzie zdają się mieć umiarkowane wyobrażenie… Wyliczanie ASP i „filmówki” – no tak, dobrze, że jest zaplecze akademickie i kulturowe. Byłoby źle, gdyby niegdyś 800-tysięczne miasto tego nie posiadało. Odniosłem jednak wrażenie, że pomimo tego potencjalnego zaplecza, po prostu nie ma co z tymi ludźmi zrobić i szuka się na nich pomysłu, zanim owe zaplecze upadnie.

Nie wiem, czy ktokolwiek spoza Łodzi chciałby tu przyjeżdżać i biznes otwierać, zwłaszcza growy biznes. Kierunek już jest, ale posiada przeciwny zwrot ;) Panuje raczej taki trend, że jak ktoś cokolwiek umie, to ucieka z tego miasta zombiaków, póki jeszcze jest w stanie. To raczej „lokalsi” powinni konstruować takie inicjatywy i zakładać takie biznesy, a jakoś im to chyba nie w głowie. Paskudne miasto, takie sobie zarobki – i co z tego, że życie w miarę tanie – w końcu jak bida, to musi być tanio. Aż chce się uciekać, choć i to tutaj nie jest łatwe. Warszawa dość blisko, choć przestawienie się z łódzkich warunków na stołeczne może skończyć się dla jednostki szokiem. No właśnie – Warszawa… Znów cytując znajomego z internetów, pracującego zresztą w stolicy: „warszawa zaprasza :] miasto karierowiczow i mekka hipsterow, pedalow i innych wynalazkow globalizacji :D”. Yyyy…

O ile w samej Łodzi ogólnie IT jakoś się trzyma (ponoć nawet lepiej niż w Trójmieście czy Poznaniu – podkreślam: ponoć), o tyle o grach słyszały tu może ze 4 osoby. Ok, jest Vivid, oddział ma Teyon, jest(?) Qubic, jest(?) Plastic, są pojedyncze indyki – no będzie razem może i ze 30 osób :P No to całkiem wręcz tragicznie, jak na trzecie (kiedyś drugie) największe miasto w Polsce. Na dłoni widać, że bardzo dużo jest jeszcze do zrobienia i akurat szczerze wątpię, żeby „chcenie” magistratu miało tu cokolwiek do gadania. Takie rzeczy rodzą się gdzieś w piwnicach, w idealistycznych umysłach młodych ludzi, którzy jeszcze nie dali sobie wmówić, że „nie da się”. Nie wiem czy Łódź ma takie tradycje, nie jestem stąd, nie szukałem intensywnie, ale jak się nadstawi ucho, to nie słychać nic. Na moim roku na uczelni raczej nikt nie myślał o grach, raczej o „bazach”, „dotnetach”, „si-szarpach” i „dżawach” – wielu natomiast miało w głowie plan „studia -> praktyki -> Kraków/Warszawka”. Ja wtedy myślałem o grach. Wówczas ja także w głowie miałem mantrę „Warszawa, Wrocław, Gliwice, Katowice…” i bardzo bolało mnie, że w tej mantrze nie ma Łodzi. A gdy same z siebie odezwały się do mnie „Gliwice”, poczułem się przeklęty, będąc już uwikłanym w Łódź.

Ok, bo psioczę tylko i marudzę. Sama inicjatywa jest naturalnie chwalebna. Tak naprawdę jedyne co magistrat może, to prowadzenie rozmów, organizacja researchu i promocji, ułatwienie organizacji warsztatów, warsztatów i jeszcze raz – warsztatów (wspomniany w tekście CD Projekt nie bierze ludzi z łapanki na ulicy). I to jest dobre, ale wymaga paru lat, żeby cokolwiek konkretnego z tego wyrosło. A zanim wyrośnie, to pozostaje nam czytać o grach powstających we Wrocławiu, Katowicach, Warszawie, Gliwicach, Bydgoszczy, Rzeszowie i w paru innych miastach, ale nie w Łodzi. No chyba, że indyki na Androida :P

Pytanie na koniec jest jedno – czy nie za późno na takie przebudzenie? Niby nigdy nie jest za późno, pod warunkiem, że odpowiedzialnie się to rozegra. Trzeba zebrać do kupy jakąś społeczność, zainteresować, zachęcić i ośmielić, a przede wszystkim zachęcić do pozostania w tym mieście. Wygląda na to, że pierwszym testem będzie wspomniana w artykule „Letnia Szkoła Gier”. Stworzenie nowego centrum to bardzo odległa perspektywa. Większość wymienionych wcześniej ośrodków ma już ustabilizowaną sytuację. Jest przepływ ludzi, bo „jak nie to studio, to inne”. I te ośrodki mają swoje stałe potrzeby, rozwijają się i „wsysają” ludzi z okolic. Jaki wybór jest w Łodzi na chwilę obecną? Moje czarnowidzenie podpowiada mi tylko jeden taki wybór – wyjechać – im wcześniej tym lepiej, bo potem tylko kredyty i dzieci w głowie, a nie robienie gier.

 

Palmiak, dzięki za cynk, bo ja na „gazetę” nie zaglądam ;]

« »