Nie jestem specem, nie śledzę, nie znam się, ale jak już spojrzę, to zwyczajnie się jaram. To trochę tak, jak z wewnętrznym astronomem w każdym z nas. No dobra – nie wiem czym w każdym, ale jebać to. Nie każdy musi mieć doktorat z astrofizyki, aby mógł zachwycać się nocnym, przejrzystym niebem. Tak samo ja nie muszę siedzieć po uszy w demoscenie, aby raz na jakiś czas znaleźć losową próbkę i na chwilę odurzyć się nią.

Dlaczego „odurzenie się” to dobre określenie? Bo przecież chodzi o tę chwilę zachwytu, odpłynięcie, elektryczne wyładowanie własnej wrażliwości, otwarcie własnych zmysłów na mniej lub bardziej agresywne bodźce i pozwolenie własnemu umysłowi, aby na progu świadomości zrobił swoje.

Psychofaza, czyli daydreaming pod natłokiem audiowizualnego abstraktu, takie trochę pranie mózgu.

Przyznam, że nigdy niczego nie brałem (ej, rutinoscorbin i antydepresanty się nie liczą, m’kay? ;P), ale to, co mnie właśnie jara w demkach scen wszelakich, to niezwykły trip, jaki niektóre z tych dzieł potrafią zafundować. Kopalnia inspiracji, spektakl patentów – nieważne czy nowych, czy starych – czy wyrafinowanych, czy prostych – czy bardzo odkrywczych czy też niezbyt. Ważne zaś, w jaki sposób przedstawionych. Może to dobrze, że nie siedzę w scenie. Dzięki temu to wszystko mnie nie nudzi, nie dostrzegam zrzynek, powielanych rozwiązań i zagrywek. Mogę raz na jakiś czas, tak zwyczajnie, z doskoku, pozachwycać się.

Na dzisiaj dwa demka. O dziwo z poczciwego Commodorka, którym na ogół aż tak się nie jaram, ale dzisiaj z rana zaliczyłem przy kawie na tyle fajnego tripa, że nie mogło być inaczej ;)

 

EDGE OF DISGRACE (C64) by BOOZE DESIGN, 2008

 

MEKANIX (C64) by BOOZE DESIGN & INSTINCT, 2010

Ktoś może powie: „nic specjalnego”. Hmm, ** głęboki oddech **, ok… To trochę jak z psychoterapią – nie działa, jeśli nie chcesz ;) Połowa „specjalności” tych demek to platforma, dla której powstały, a oba filmiki nagrano na gołym C64. Druga połowa to wszystko to, czego na nich nie widać, a co potrafi dorobić nasza własna wyobraźnia. Na tym polega inspiracja.

Mnie osobiście urzekają niektóre proste patenty. Nie jest ważne, czy jest to arcydzieło czysto wizualnie, czy spełnia zasady kompozycji, czy barwy dobrane są składnie, czy zgwałcono feng shui czy nie (btw, jebać feng shui!). Ważny jest trip i to, czego podczas niego można doświadczyć. To jest bardzo osobiste doznanie, dlatego jeśli powyższe filmiki to „nic specjalnego”, to… Ok ;)

« »