Ok, zarosło mi nieco poletko, ale parę rzeczy nadrobić trzeba. Choćby właśnie Blood Dragon. Celowo pominąłem sobie „Far Cry 3” w tytule, bo jakoś mi tak te „farkraje” nie podchodzą, a mam nadzieję, że z Blood Dragon powstanie może oddzielny franchise.
Premiera konsolowa była sobie te 2 tygodnie temu, ale na boxy dla PC jeszcze trzeba czekać (digital już jest).
To był ciężki orzech do (ro)zgryzienia… Coś tam zawsze podejrzałem, coś tam podsłuchałem, ale jakoś zawsze z przekąsem, niby z dużym szacunkiem dla designu świata, ale zawsze z jakimś dystansem. Jutro premiera, recenzenci ocipieli maksymalnie (obecnie 95/100), ja zaś przypominam sobie kolejne trailery i… chyba pomału pękam.
Nie mam wątpliwości, że jest to pięknie i profesjonalnie zaprojektowana całość. Może brakuje nieco szczenopadu i graficznych wodotrysków, może czasami każdy pokręci nosem na to i owo, jednak jedno jest pewne – obok tego tytułu nie da się przejść obojętnie. A jeśli ktoś przechodzi obojętnie, to niech wie, że grzeszy. Może i klimat na pierwszy rzut oka nieco dziwaczny, taki amerykańsko-festynowy, ale czyż nie są to idealne szaty na powierzchowne zamaskowanie dystopii „made in USA”? Plotkowano sporo, że na grę poszło 200 milionów zielonych. Zastanawiano się, czy Levine oszalał. Pytano czy naprawdę było warto. Zerkam sobie na metacritic, a tam 17 pierwszych ocen to 100/100, w tym od wymagających i nieprzewidywalnych – Eurogamer, Joystick, Destructoid…
Ok, skoro już wiadomo, że Ken Levine nie oszalał, a gra chyba nawet nie jest aż taka kiepska, to wrócę do tych trailerów. Absolutnie rządzi w nich muzyka. Rzekłem! ;)